czwartek, 17 lipca 2014

Wiśniowo mi...

Dzisiaj miałam wiśniowy dzionek. Siostra przywiozła mi dwie skrzyneczki wiśni i trzeba było je zagospodarować.


Zaczęło się od mycia i drylowania... niestety ręcznie ( jakoś jeszcze nie dorobiłam się  drylownicy :) )






Później część została przesypana cukrem i przygotowana na zimę do pierogów lub ciasta, reszta natomiast powędrowała do garnka i powstał pyszny dżemik.



W sumie wyszło mi sześć słoików w cukrze i dziesięć słoiczków dżemu. Zawsze jakiś początek zimowych zapasów :)




Nie mogłoby być inaczej... upiekłam jeszcze drożdżowca z wiśniami ( a jak inaczej :) ). A ponieważ mój synuś już od kilku dni prosił o murzynka... upiekłam i takowego ( a co mi tam :) )






Zamęczyłam Was kulinarnie. Ale to jeszcze nie koniec. Jutro będą na obiadek pierogi z ... wiśniami.
I tym optymistycznym akcentem zakończę tegoroczny sezon wiśniowy :)

Dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość podczas czytania tego posta. 
Pozdrawiam serdecznie licząc na Wasze komentarze :)


7 komentarzy:

  1. Sorki, ale na wiśnie nie mogę już patrzeć hehe... córcia zrywa by zarobić na wyjazd nad morze, a ja jej pomagam.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę... ja po jednym dniu mam dość, a przecież ich nie zrywałam :)

      Usuń
  2. Ależ bym zjadła takiego drożdżowca z wiśniami...

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam wiśnie! U mnie w tym roku powstał tylko kompot...50 słoików litrowych i gąsior wina właśnie sobie powoli pracuje ;) Ciasto wygląda pysznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kompotów nie robię, bo nie ma ich kto wypijać, za to różnych dżemów muszę mieć ponad 100 słoiczków na zimę :)

      Usuń
  4. Kawał dobrej roboty, będzie osłoda w zimowe dni ;)

    OdpowiedzUsuń