Zaczęło się od mycia i drylowania... niestety ręcznie ( jakoś jeszcze nie dorobiłam się drylownicy :) )
Później część została przesypana cukrem i przygotowana na zimę do pierogów lub ciasta, reszta natomiast powędrowała do garnka i powstał pyszny dżemik.
W sumie wyszło mi sześć słoików w cukrze i dziesięć słoiczków dżemu. Zawsze jakiś początek zimowych zapasów :)
Nie mogłoby być inaczej... upiekłam jeszcze drożdżowca z wiśniami ( a jak inaczej :) ). A ponieważ mój synuś już od kilku dni prosił o murzynka... upiekłam i takowego ( a co mi tam :) )
Zamęczyłam Was kulinarnie. Ale to jeszcze nie koniec. Jutro będą na obiadek pierogi z ... wiśniami.
I tym optymistycznym akcentem zakończę tegoroczny sezon wiśniowy :)
Dziękuję za cierpliwość i wyrozumiałość podczas czytania tego posta.
Pozdrawiam serdecznie licząc na Wasze komentarze :)
Sorki, ale na wiśnie nie mogę już patrzeć hehe... córcia zrywa by zarobić na wyjazd nad morze, a ja jej pomagam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Wierzę... ja po jednym dniu mam dość, a przecież ich nie zrywałam :)
UsuńAleż bym zjadła takiego drożdżowca z wiśniami...
OdpowiedzUsuńTo zapraszam :)
UsuńUwielbiam wiśnie! U mnie w tym roku powstał tylko kompot...50 słoików litrowych i gąsior wina właśnie sobie powoli pracuje ;) Ciasto wygląda pysznie!
OdpowiedzUsuńKompotów nie robię, bo nie ma ich kto wypijać, za to różnych dżemów muszę mieć ponad 100 słoiczków na zimę :)
UsuńKawał dobrej roboty, będzie osłoda w zimowe dni ;)
OdpowiedzUsuń